Od niespodziewanej i jak nieprzyjemnej wizyty Steve'a minął dzień, który Cass spędziła w samotności. Jedynym jej zajęciem było leżenie na kanapie w salonie i wpatrywanie się w biały sufit. Dopiero wieczorem udało jej się zasnąć i przespać całą noc. Jakim szczęściem dla niej było, że biały skórzany narożnik w salonie był wygodny, więc nie obudziła się z okropnym bólem pleców.
Teraz siedziała po turecku na kanapie, wpatrując się pustym wzrokiem i z głową w chmurach w ekran powieszonego na ścianie nad kominkiem telewizora, na którym leciał stary odcinek Spongebob'a - zawsze oglądała tę kreskówkę, gdy miała gorszy dzień, czy humor jej nie dopisywał, chcąc chociaż trochę się pocieszyć. W rękach trzymała kubek kawy z mlekiem, która zdążyła już wystygnąć, bo pomimo że tak bardzo ją lubiła, nie miała dzisiaj na nią ochoty.
Jej telefon zaczął wibrować jakiś dwudziesty raz od rana, a dochodziło dopiero południe. Zdenerwowana dźwiękiem jaki wydawał wibrując na szklanym stole, odłożyła kawę i sięgnęła po niego w momencie, gdy ktoś próbujący się z nią skontaktować, zrezygnował z prób, a wibracje ustały. Mimo to, spojrzała na ekran i, zauważywszy komunikat mówiący o 21 nieodebranych połączeniach od Effie - jej menadżerki, wybrała jej numer. Przyłożyła telefon do ucha i, przysłuchując się sygnałom, czekała, aż kobieta odbierze.
-Ce!- usłyszała w słuchawce piskliwy głos Effie, która, nie dając dojść jej do głosu, zaczęła- Co ty sobie wyobrażasz! Myślałam, że coś ci się stało! Jeśli wykręcisz jeszcze jeden taki numer, to przestanę chcieć z tobą pracować!
-Ja..
-Ce, nic nie mów, nie obchodzi mnie, co było powodem, że nie chciało ci się odebrać. Nie mam teraz za dużo czasu na rozmowy, więc słuchaj. - powiedziała poważnym i nie znoszącym sprzeciwu tonem. - Jutro rano lecisz do Paryża, masz sesję na okładkę Marie Clair i wracasz samolotem o trzeciej nad ranem do Londynu. Nie przyjmuję odmowy, Ce.
-Mówiłam, żebyś nie mówiła na mnie Ce, skąd ty to w ogóle wzięłaś? Mniejsza o to, nie mam zamiaru słuchać o tym wykładu -burknęła, dając telefon na ramię, a następnie przyciskając go uchem tak, żeby nie wypadł. Bawiła się swoimi dłońmi, chcąc zatrzymać swoje myśli, stale brnące do wydarzeń z poprzedniego dnia.
-Ja tu mówię o okładce Marie Clair, Marie Clair! Natomiast ty upominasz mnie, żebym nie mówiła na ciebie Ce...- powiedziała Effie, po czym na chwilę przerwała. - Czyżby ktoś był nie w sosie?
- Emm to nie to... Jest mały problem. Wczoraj jak..yyy.. zakładałam obraz na ścianie, uderzyłam się nim i prawie cała moja lewa strona twarzy jest sina...- skłamała, przypomniawszy sobie o swoim wyglądzie, starając się najnormalniej mówić, jak potrafiła w tamtym momencie, gdyż jej gardło zaciskało się, a w oczach zaczynały gromadzić się łzy. Pomimo wszystko, była zdziwiona, że okłamywanie Effie idzie jej tak dobrze, ale zapewne działo się tak tylko dlatego, że nie patrzył na nią świdrujący i przecinający wskroś wzrok menadżerki.
- Wiesz do czego służy makijaż i photoshop? - zapytała retorycznie wesołym głosem Effie, wiedząc, że Cass już się zgodziła, chociaż że nie powiedziała tego na głos. - Szczegóły wyjazdu wyślę esmsem. Trzymaj się!
W słuchawce rozległ się odgłos zakończonego połączenia, więc Cass delikatnie pochylając się do przodu, rzuciła telefon na stół. Wypuściła głośno powietrze w momencie, gdy z jej oczu wypłynęły łzy. To by było na tyle wolnych myśli od Steve'a i mimo, że jak sama uważała, była przyzwyczajona, do tego jak on ja traktował, czuła się naprawdę zraniona... W szczególności bolało ją to, że Steve roztargał list od jej ojca.
______________________________ ________
Hala przylotów jak i całe lotnisko mimo dość wczesnej pory wypełnione było ludźmi. Jedni samotni, drudzy z całymi rodzinami pędzili w różne strony. Pośród nich spokojnym krokiem szła Cassandra, nigdzie się nie śpiesząc, gdyż wiedziała, że nikt na nią nie czeka ani tutaj, ani w mieszkaniu. Ubrana była w biały top, rozpiętą szarą bluzę z kapturem, dżinsową kurtkę, czarne legginsy i białe, trochę znoszone conversy, natomiast jedną ręką, trzymając za rączkę, ciągnęła dosyć dużą walizkę. W jej uszach tkwiły białe douszne słuchawki, z których leciała jej ulubiona piosenka - Certain Things Jamesa Arthura.
Wracała właśnie z Paryża, w którym nie spędziła właściwie pełnego dnia. Tuż po wylądowaniu na lotnisku w stolicy Francji pojechała wraz z Effie do studia, w którym miała odbyć się sesja na okładkę. Planowo miała ona trwać około czterech godzin, jednak z powodu problemów technicznych po upływie około sześciu, Cassandra wciąż była w studiu, dlatego nie było sensu, żeby jechała w ogóle do hotelu, więc dwie godziny spędziła siedząc na twardej kanapie w jednym z pomieszczeń mieszczących się w tym samym budynku co studio, czekając na samolot.
Mimo ciężkiego poprzedniego dnia i bezsennej nocy teraz nie czuła się zmęczona, a nawet bardziej pobudzona do życia. Wyjazd pozwolił jej zapomnieć na kilkanaście godzin o Stevie, a jedynym, co jej o nim przypominało, był ogromny siniak na lewym policzku, który w trakcie sesji udało się ukryć pod warstwą makijażu, ale teraz nie przykryty przez nic, mógł zostać zauważony przez każdego.
Założyła kaptur, spuściła głowę, patrząc pod nogi i, włożywszy jedną dłoń do kieszeni dżinsowej kurtki, ruszyła przed siebie, kierując się do wyjścia z lotniska. Nie chcąc zwrócić czyjejkolwiek uwagi i chcąc ukryć siny policzek, podążała przed siebie, patrząc tylko na swoje buty i na kafelki, którymi była wyłożona podłoga. Niestety, nie zauważywszy osoby idącej w jej kierunku, wpadła w nią z dużą siłą. Lekko zachwiała się, a jedna ze słuchawek wypadła jej z ucha.
- Jak chodzisz, kretynie?! - krzyknęła wściekła, chociaż zdawała sobie sprawę, że zderzenie było również z jej winy.
- Cassie?! - zawołał z zaskoczeniem i radością męski zachrypnięty głos, dochodzący od osoby stojącej tuż przed nią. Bez problemu go rozpoznała, więc nie podnosząc głowy, wyminęła chłopaka. Nie chciała się z nim zobaczyć. Wystarczyło, że był świadkiem, jak przeżywa największe upokorzenie w jej życiu.
- Cassie! - Usłyszała kolejny raz swoje imię, więc przyśpieszyła delikatnie kroku, co niewiele jej dało, gdyż osoba, przed którą chciała uciec, bez problemu ją dogoniła i stanęła tuż przed nią. Stali tak chwilę w krępującej i ciążącej ciszy, oboje nie wiedząc, co powinni powiedzieć.
- Wołałeś mnie, a teraz milczysz? - powiedziała z lekką kpiną w głosie, wiedząc, co było tego powodem. - Możesz śmiało pytać o wszystko.
Jej słowa zabrzmiały nieco inaczej niż chciała. Żal i smutek był bez problemu wyczuwalne w jej głosie. Jej nastrój pogorszył się jeszcze bardziej, gdy spojrzała w oczy chłopaka, które na widok sinego policzka, zaszkliły się. W jej głowie pojawił się obraz z wieczoru, gdy Harry był świadkiem, jak Steve ją uderza.
Teraz siedziała po turecku na kanapie, wpatrując się pustym wzrokiem i z głową w chmurach w ekran powieszonego na ścianie nad kominkiem telewizora, na którym leciał stary odcinek Spongebob'a - zawsze oglądała tę kreskówkę, gdy miała gorszy dzień, czy humor jej nie dopisywał, chcąc chociaż trochę się pocieszyć. W rękach trzymała kubek kawy z mlekiem, która zdążyła już wystygnąć, bo pomimo że tak bardzo ją lubiła, nie miała dzisiaj na nią ochoty.
Jej telefon zaczął wibrować jakiś dwudziesty raz od rana, a dochodziło dopiero południe. Zdenerwowana dźwiękiem jaki wydawał wibrując na szklanym stole, odłożyła kawę i sięgnęła po niego w momencie, gdy ktoś próbujący się z nią skontaktować, zrezygnował z prób, a wibracje ustały. Mimo to, spojrzała na ekran i, zauważywszy komunikat mówiący o 21 nieodebranych połączeniach od Effie - jej menadżerki, wybrała jej numer. Przyłożyła telefon do ucha i, przysłuchując się sygnałom, czekała, aż kobieta odbierze.
-Ce!- usłyszała w słuchawce piskliwy głos Effie, która, nie dając dojść jej do głosu, zaczęła- Co ty sobie wyobrażasz! Myślałam, że coś ci się stało! Jeśli wykręcisz jeszcze jeden taki numer, to przestanę chcieć z tobą pracować!
-Ja..
-Ce, nic nie mów, nie obchodzi mnie, co było powodem, że nie chciało ci się odebrać. Nie mam teraz za dużo czasu na rozmowy, więc słuchaj. - powiedziała poważnym i nie znoszącym sprzeciwu tonem. - Jutro rano lecisz do Paryża, masz sesję na okładkę Marie Clair i wracasz samolotem o trzeciej nad ranem do Londynu. Nie przyjmuję odmowy, Ce.
-Mówiłam, żebyś nie mówiła na mnie Ce, skąd ty to w ogóle wzięłaś? Mniejsza o to, nie mam zamiaru słuchać o tym wykładu -burknęła, dając telefon na ramię, a następnie przyciskając go uchem tak, żeby nie wypadł. Bawiła się swoimi dłońmi, chcąc zatrzymać swoje myśli, stale brnące do wydarzeń z poprzedniego dnia.
-Ja tu mówię o okładce Marie Clair, Marie Clair! Natomiast ty upominasz mnie, żebym nie mówiła na ciebie Ce...- powiedziała Effie, po czym na chwilę przerwała. - Czyżby ktoś był nie w sosie?
- Emm to nie to... Jest mały problem. Wczoraj jak..yyy.. zakładałam obraz na ścianie, uderzyłam się nim i prawie cała moja lewa strona twarzy jest sina...- skłamała, przypomniawszy sobie o swoim wyglądzie, starając się najnormalniej mówić, jak potrafiła w tamtym momencie, gdyż jej gardło zaciskało się, a w oczach zaczynały gromadzić się łzy. Pomimo wszystko, była zdziwiona, że okłamywanie Effie idzie jej tak dobrze, ale zapewne działo się tak tylko dlatego, że nie patrzył na nią świdrujący i przecinający wskroś wzrok menadżerki.
- Wiesz do czego służy makijaż i photoshop? - zapytała retorycznie wesołym głosem Effie, wiedząc, że Cass już się zgodziła, chociaż że nie powiedziała tego na głos. - Szczegóły wyjazdu wyślę esmsem. Trzymaj się!
W słuchawce rozległ się odgłos zakończonego połączenia, więc Cass delikatnie pochylając się do przodu, rzuciła telefon na stół. Wypuściła głośno powietrze w momencie, gdy z jej oczu wypłynęły łzy. To by było na tyle wolnych myśli od Steve'a i mimo, że jak sama uważała, była przyzwyczajona, do tego jak on ja traktował, czuła się naprawdę zraniona... W szczególności bolało ją to, że Steve roztargał list od jej ojca.
______________________________
Hala przylotów jak i całe lotnisko mimo dość wczesnej pory wypełnione było ludźmi. Jedni samotni, drudzy z całymi rodzinami pędzili w różne strony. Pośród nich spokojnym krokiem szła Cassandra, nigdzie się nie śpiesząc, gdyż wiedziała, że nikt na nią nie czeka ani tutaj, ani w mieszkaniu. Ubrana była w biały top, rozpiętą szarą bluzę z kapturem, dżinsową kurtkę, czarne legginsy i białe, trochę znoszone conversy, natomiast jedną ręką, trzymając za rączkę, ciągnęła dosyć dużą walizkę. W jej uszach tkwiły białe douszne słuchawki, z których leciała jej ulubiona piosenka - Certain Things Jamesa Arthura.
Wracała właśnie z Paryża, w którym nie spędziła właściwie pełnego dnia. Tuż po wylądowaniu na lotnisku w stolicy Francji pojechała wraz z Effie do studia, w którym miała odbyć się sesja na okładkę. Planowo miała ona trwać około czterech godzin, jednak z powodu problemów technicznych po upływie około sześciu, Cassandra wciąż była w studiu, dlatego nie było sensu, żeby jechała w ogóle do hotelu, więc dwie godziny spędziła siedząc na twardej kanapie w jednym z pomieszczeń mieszczących się w tym samym budynku co studio, czekając na samolot.
Mimo ciężkiego poprzedniego dnia i bezsennej nocy teraz nie czuła się zmęczona, a nawet bardziej pobudzona do życia. Wyjazd pozwolił jej zapomnieć na kilkanaście godzin o Stevie, a jedynym, co jej o nim przypominało, był ogromny siniak na lewym policzku, który w trakcie sesji udało się ukryć pod warstwą makijażu, ale teraz nie przykryty przez nic, mógł zostać zauważony przez każdego.
Założyła kaptur, spuściła głowę, patrząc pod nogi i, włożywszy jedną dłoń do kieszeni dżinsowej kurtki, ruszyła przed siebie, kierując się do wyjścia z lotniska. Nie chcąc zwrócić czyjejkolwiek uwagi i chcąc ukryć siny policzek, podążała przed siebie, patrząc tylko na swoje buty i na kafelki, którymi była wyłożona podłoga. Niestety, nie zauważywszy osoby idącej w jej kierunku, wpadła w nią z dużą siłą. Lekko zachwiała się, a jedna ze słuchawek wypadła jej z ucha.
- Jak chodzisz, kretynie?! - krzyknęła wściekła, chociaż zdawała sobie sprawę, że zderzenie było również z jej winy.
- Cassie?! - zawołał z zaskoczeniem i radością męski zachrypnięty głos, dochodzący od osoby stojącej tuż przed nią. Bez problemu go rozpoznała, więc nie podnosząc głowy, wyminęła chłopaka. Nie chciała się z nim zobaczyć. Wystarczyło, że był świadkiem, jak przeżywa największe upokorzenie w jej życiu.
- Cassie! - Usłyszała kolejny raz swoje imię, więc przyśpieszyła delikatnie kroku, co niewiele jej dało, gdyż osoba, przed którą chciała uciec, bez problemu ją dogoniła i stanęła tuż przed nią. Stali tak chwilę w krępującej i ciążącej ciszy, oboje nie wiedząc, co powinni powiedzieć.
- Wołałeś mnie, a teraz milczysz? - powiedziała z lekką kpiną w głosie, wiedząc, co było tego powodem. - Możesz śmiało pytać o wszystko.
Jej słowa zabrzmiały nieco inaczej niż chciała. Żal i smutek był bez problemu wyczuwalne w jej głosie. Jej nastrój pogorszył się jeszcze bardziej, gdy spojrzała w oczy chłopaka, które na widok sinego policzka, zaszkliły się. W jej głowie pojawił się obraz z wieczoru, gdy Harry był świadkiem, jak Steve ją uderza.
Nie chcąc okazywać słabości przed chłopakiem, wzięła głęboki oddech i wypuściła powietrze.
- Nie patrz tak na mnie, bo się zarumienię! - powiedziała, chcąc rozluźnić nieco spiętą atmosferę. Machnęła lekceważąco ręką, wysilając się na sztuczny uśmiech. - To już przeszłość. Rozstałam się z nim, ale nie rozmawiajmy o tym.
Skończyła mówić, starając się brzmieć przekonująco. Harry odetchnął z ulgą, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech - kupił jej kłamstwo.
-Czyli już wszystko w porządku? - zapytał nieśmiało, nie będąc pewnym, czy to odpowiednie pytanie.
- W największym. - odpowiedziała, uśmiechając się i lustrując całą postać bruneta. Ubrany był w czarną bluzę z napisem "Teenage runaway", ciemne granatowe jeansy i białe conversy, takie same jak Cass, a na ramieniu przewieszoną miał sportową, czarną torbę. Po jego twarzy można było wywnioskować, że jest zmęczony.
- Co tutaj robisz? - zapytała, rozglądając się po lotnisku.
- Wracam z Nowego Jorku. Byliśmy tam z chłopakami, żeby promować nowy album - powiedział, poprawiając torbę przewieszoną przez jego ramię. - A ty? Skąd wracasz?
- Paryż, praca - odpowiedziała w momencie, gdy zmęczenie uderzyło ją z ogromną siłą. Ziewnęła, zakrywając dłonią usta.
-Dzięki, że mnie nie połknęłaś - rzekł Harry, uśmiechając się szeroko, na co dziewczyna odpowiedziała szczerym uśmiechem. "Mógłbym na ciebie patrzeć cały czas" pomyślał, za co natychmiast się skarcił.
- Jak sam widziałeś, padam ze zmęczenia, więc ummm... do kiedyś - powiedziała, ostatni raz uśmiechnąwszy się, i ruszyła w kierunku interesującego ją wyjścia. Czuła takie zmęczenie, że myślała tylko o ciepłym łóżku.
- Cassie? - usłyszała za sobą głos, więc zatrzymawszy, odwróciła się. - Jak będziesz miała ochotę pogadać, dzwoń.
Uśmiechnęła się i, pomimo wyrzutów sumienia za okłamywanie kolejnej osoby, sięgnęła po kartkę, którą trzymał w dłoni Harry.
Nie spodziewalam sie ich spotkania (: czekam na kolejny, pisz dalje, masz talent x
OdpowiedzUsuńcudo czekam na nastepny
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. :) Czeekam z nie cierpliwością na kolejny :*
OdpowiedzUsuńSwietny :) jeju, masz prawdziwy talent, zazdroszcze Ci. Twoj blog jest chyba jedenym, w ktorym nie znalazlam zadnego bledu whoa. Dasz mi troszke swojego talentu?
OdpowiedzUsuńBtw shippuje juz Cassie i Harry'ego
świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńwow ucieszyłam się kiedy przeczytałam, że spotkała Harry'ego na lotnisku :)
szkoda, że go okłamała :(
czekam na następny <33
wspaniały:))) życzę weny:)))
OdpowiedzUsuńOoo spotkanie Cass i Harrego yyeeaaahhh !!;)bosko ;D szkoda tylko, że taki krótki jak dla mnie rozdział;((...ale to mało ważne..myślę sobie tak dlaczego Cass go okłamała ?!;((przecież on się tylko martwił;}
OdpowiedzUsuńMega fajny rozdział czekam na kolejny rozdział ;)Pozdrawiam i życzę weny @Best_faan_ever
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńEffie... pomysł na nią nie wziął się czasami z Igrzysk Śmierci? :)
Takie samo imię, taki sam charakter i jak widać takie same gadulstwo. ;]
Spotkanie Hassandry. ♥ Szkoda tylko, że Cassie jest taka małomówna. :c A jak coś mówi, to troszeczkę chamsko to wypada. :P
Strasznie króciutki rozdział, czy mi się zdaje? :)
Czekam na nexta i pozdrawiam! Weny. :) @CookieHarrys xx
Effie jest troszkę podobna do tej z igrzysk, ale jednak trochę inaczej ją sobie wyobrażam. :)
UsuńMoże Cass ma powody, żeby być małomówna? :)
Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńOby jakaś akcja z Harrym i Cassie się :D
Życzę ci weny ! :)
@Truskawkaaxd